Zjeżdżamy więc na wybrzeże, które, jak granica odcina chmury od błękitu. Przedziwne zjawisko – chmury jakby przylepione są do morza i tylko czasem wysyłają swoje fragmenty w stronę lądu i gór. Jedziemy więc tą granicą w stronę półwyspu Akamas.
Oczywiście nie mogę odmówić sobie wizyty w ogrodzie botanicznym stanowiącym otoczenie Basenu Afrodyty.
Po raz kolejny w konkursie „morze czy góry?”, wygrywają góry. Ale to oczywiste
Opuszczamy północne cypryjskie wybrzeże i kierujemy się w stronę gór Troodos.
Ale najpierw przekraczamy grzbiet Gór Kyreńskich, a potem granicę dzielącą dwa cypryjskie światy – grecki i turecki. Światy, które są tak mocno poranione, że izolują się w sobie. I zatracają boleśnie.
Po południu docieramy do granicy i wjeżdżamy na teren Cypru Północnego. Tu robi się turecko. Zwiedzamy prześliczną zabytkową Famagustę.
Przyszedł czas, żeby zmierzyć się z trudną historią. Jedna z dzielnic Famagusty, to Varosza, zwana obecnie miastem duchów. A 50 lat temu była określana mianem Cypryjskiej Riwiery – z licznymi plażami, hotelami i eleganckimi plażami stanowiła ulubione miejsce wypoczynku elit.
Konflikt między Grecją a Turcją o północne tereny wyspy doprowadził do działań zbrojnych. W 1974 roku Turcy przejęli Varoszę. Ludność grecka w popłochu uciekała z miasta przed wojskiem tureckim zostawiając cały swój dobytek.
Turcy opustoszałą Varoszę zamknęli i zrobili z niej kartę przetargową. Przez 50 lat miasto było opustoszałe, budynki uległy zniszczeniu i miasto nie nadaje się obecnie do zamieszkania. W niektórych restauracjach hotelowych na stołach ciągle jeszcze znajdują się talerze i sztućce, a w wielu pokojach pozostawiona jest garderoba ówczesnych gości. W jednym z salonów samochodowych rdzewieją toyoty z przebiegiem 0 km.
To był wyjazd na poszukiwanie słońca Dobrze, że prócz cienkich koszulek zabrałam coś jeszcze. Larnaka powitała nas lodowatym wiatrem i pochmurnym niebem. W Górach Trodos właśnie trwały zawieje śnieżne i mieliśmy tylko nadzieję, że zanim tam dotrzemy, to jednak pogoda się poprawi.
Na początek bagnisty obszar torfowiska Mukri Bog. Wędrujemy kładkami przez paletę kolorów tutejszej przyrody. Sprawdzamy, że bagno faktycznie wciąga. A do tego zmienna pogoda organizuje niezwykły spektakl.
Wypatrujemy łosi, ale zamiast nich na drodze pojawia się młody… niedźwiedź. Nie wiem, kto jest bardziej zaskoczony spotkaniem.
Po pierwsze, przyroda. Po to właśnie wracam na Łotwę. Kiedyś już tu byłam podczas rowerowej podróży. Teraz jest nieco więcej czasu na pieszą eksplorację.
Wiosna w pełni to całkiem dobry termin na wypad do krajów nadbałtyckich. 6 osób, dwa samochody i ruszamy. Kierunek Litwa. Pierwszego dnia docieramy w okolice Wilna. Parę chwil po północy urządzamy się na biwaku. Miejscówkę upatrzyłam już wcześniej dzięki relacji kolegów z forum podrozerowerowe.info. To tutaj: Skaisčio stovyklavietė. Jest miejsce na namioty, wiaty z ławami i jezioro z dobrym miejscem na kąpiel. Czegóż chcieć więcej.
– 2 litry mleka – najlepiej świeże, prosto od krowy. Im tłustsze mleko, tym lepszy będzie ser. Najlepsze jest wiejskie, niepasteryzowane 4% (z mlekomatu lub od rolników), ew. może być butelkowe z Piątnicy, tłuste.
Najnowsze komentarze