Kolejny wietnamski dzień pełen wrażeń. Biwak nad morskim brzegiem, obowiązkowa kąpiel, spotkanie z rybakami, którzy po nocnym połowie dopłynęli prawie pod nasze namioty chwaląc się tym, co złowili, po czym chętnie przysiedli się do naszego śniadania. Kontynuując wątek morsko- kulinarny ledwo ruszamy, to wpadamy na targ rybny. Czegóż tu nie ma:-)
Dalej jazda lokalnymi dróżkami między polami, świątyniami i… grobowcami. Tak, grobowcami, bo w Wietnamie grobowce są wyjątkowe. Takie na bogato. Zwykle to prawdziwe dzieła architektury. Potężne, misternie zdobione, często bardziej okazałe niż domy mieszkalne. Niektórzy specjalnie oszczędzają na to ostateczne miejsce spoczynku przez całe życie. Cmentarze są dość rozległe, ale grobowce stoją też w wielu nieoczekiwany miejscach – na polach, nadmorskich wydmach, w ogrodach, przy drogach….
Obrazy przed oczyma lepsze od filmów akcji, co chwilę coś nas zaskakuje… Uczymy się tego kraju, tych ludzi. To niełatwe, bo Wietnamczycy to całkiem inna mentalność i nigdy nie wiemy, czego można się spodziewać.
Podjeżdżamy do sklepu chcąc kupić gaz do gotowania:
– Są takie butle z gazem? – Pokazujemy jedną pustą
– A ile chcecie? Jedną czy dwie?
– Jedną
– Jedną? Nie, nie mamy
….
– A gdzie możemy kupić?
– Tam – Są dwie sprzedawczynie, każda pokazuje inny kierunek.
Gdy jemy gdzieś w drodze przygotowany przez nas posiłek, ktoś podchodzi i bez słowa się częstuje, a innym razem ktoś wybiega z domu i zaprasza na huczne przyjęcie rodzinne, podczas którego nie tylko jesteśmy nakarmieni i napojeni, ale też wkręceni w udział w karaoke. Bo karaoke to najpowszechniejsza wietnamska rozrywka 🙂 I natychmiast filmowa relacja jest na Facebooku.
A na koniec dnia trafiamy na nocleg do katolickiego kościoła. I już cała wieś o nas wie. Oczywiście trzeba sprawdzić, kto tu dotarł, więc kolejne wizyty zapewnione