Da Nang


Po ponad dwóch tygodniach podróży docieramy wreszcie w miejsce, w którym mieliśmy rozpocząć naszą rowerową przygodę. Po pięknej i bardzo spokojnej, jak na Wietnam trasie, wdrapujemy się na przełęcz (500 m n. p. m.), z której zjeżdżamy znów do morza i natychmiast trafiamy na przedmieścia Da Nang. Zbliża się noc, skręcamy w boczną drogę i znowu jesteśmy w górach. Las, polanka, kolejny nocleg z żabim chórem i pikującymi nietoperzami. Odzywają się sowy, pająk tworzy mistrzowskie dzieło na naszych oczach.

A ranek przynosi kolejną niespodziankę – tuż obok jest niewielki wodospad i świetne kąpielisko oparte na naturalnych źródłach. Korzystamy 😀


Potem już jazda do centrum miasta wzdłuż wybrzeża i piaszczystych plaż, które ciągną się kilometrami i są całkiem puste.
Da Nang to nowoczesne hotele, centra rozrywki, szalony ruch na drogach (wieczorny przejazd w stylu „azjatyckim” należał chyba do najbardziej ekstremalnych, jakich do tej pory doświadczyłam). Ale najbardziej zapamiętam to miasto z owoców morza. Świeży towar trafia na stoiska handlowe, targowiska i bezpośrednio do setek restauracji i malutkich garkuchni. W wielu miejscach można wybierać żywe jeszcze ryby, kraby, krewetki, małże i dziesiątki innych, które natychmiast są pysznie przyrządzane i trafiają na stół. Rewelacja!

I tylko Leszek musi już wracać do Polski 🙁 Odprowadzamy go na lotnisko. Bye… Dalej pojedziemy już tylko we dwójkę

czytaj dalej

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments