Dzień bazowy w Bonneville, a to z powodu przelewającego się wielogodzinnego deszczu, a to z powodu oczekiwania na resztę ekipy, która jutro przylatuje… Jest więc czas na małe podsumowanie.
Kilka krajów w kilka dni z bardzo subiektywnej perspektywy rowerowego siodełka.
1. NIEMCY
+ Prawie wzorowy porządek i organizacja
+ Cudna Saksonia i urocza Bawaria.
+ Rowerowe szaleństwo dzięki ogromnej sieci dróg i dróżek rowerowych
– „Ordnung must sein” i tyle. Jeśli w pociągu są 3 miejsca na rowery i wszystkie zajęte, to czwarty nie pojedzie choćby go wielkiego bojtla wsadzić. Mogłam tylko pomachać w Dreźnie odjeżdżającemu pociągowi i zmienić zaplanowaną trasę…
– Kiepski internet w miejscach publicznych
– Opłaty za wszystko, co możliwe
CZECHY
+ Tanie, dobrze skomunikowane pociągi zabierające rowery „bez gadania”
+ Mnóstwo ciekawych rejonów, co sprawia, że trzeba się tam będzie znów wybrać 🙂
+ Świetnie działające wi-fi w większości przestrzeni publicznych
– Złe wspomnienia ciągle żywe. Jakoby 🙂
AUSTRIA
+ Nawet nie zauważyłam kiedy przyjechałam granicę, ale od razu swojsko i na luzie
– Brak. No, mogłoby być taniej
LICHTENSTEIN
+ Górska perełka
+ Spokój, cisza, porządek, aż chciałoby się tu zamieszkać
+ Ciekawa architektura łącząca stare z nowym
+ Krajobraz
– Ceny!
– Czasem przerost formy nad treścią, czyli jak pospolitym rzeczom nadać wielką wartość (wystarczy dorobić historię i kilkakrotnie podnieść cenę)
SZWAJCARIA
+ Nieprawdopodobna organizacja przestrzeni (rozwiązania komunikacyjne są niesamowite – np na małym obszarze można zmieścić tyle dróg, bezkolizyjnych skrzyżowań i traktów o różnych przeznaczeniach działających jak w… szwajcarskim zegarku)
+ Krajobrazy
+ Sieć dróg rowerowych, które są wzorowo oznakowane i w większości bardzo ciekawie i bezpiecznie poprowadzone
+ Różnorodność – dwie całkiem inne Szwajcarie: „niemiecka” na wschodzie i „francuska” na zachodzie. I nie chodzi tylko o język, ale zwyczaje ludzi, budownictwo, charakter miasteczek, organizację przestrzeni. I sama nie wiem , która część bardziej mi się podoba.
+ Kierowcy czekający na czerwonym świetle wyłączają silnik.
+ Nikt tu mnie na drodze nie „strąbił”
– Tutejsi kierowcy bardzo szybko jeżdżą. I samochody mają bardzo szybkie (na szczęście hamulce też dobre)
– Ceny w sklepach zachęcają do bardzo przemyślanych zakupów (Lidl wydaje się najbardziej przystępny), a knajpki lepiej omijać szerokim łukiem.
Neutralne (bo nie wiem, czy mi się to podoba, czy raczej nie :-): Ludzie życzliwi, ale na dystans. Za to pomogą zawsze, gdy ich o to poprosić. Gdy zapytałam o możliwość noclegu na terenie w pobliżu domu w górach, dostałam plac na namiot, łazienkę, dostęp do prądu. Ale propozycji choćby herbaty nie było. A gospodyni (bardzo miła zresztą) nie omieszkała zaznaczyć, że tu „my home is my castle”
FRANCJA
+ Znowu w unii. To prawie jak w domu.
+ Klimatyczne miasteczka z dodatkowym kolorytem mieszkańców pochodzących z różnych stron świata
– Brak oznakowań dróg rowerowych, czyli „radź sobie sam”
– Dość swojsko wyglądający bałagan w wielu miejscach wokół 😉
– Wielu Francuzów nie mówi po angielsku. Tak całkowicie. Nawet dziewczyna w recepcji na campingu w bardzo turystycznym regionie