2 lipca wylatujemy, tym razem z Warszawy. I mamy nadzieję, że limit pecha związanego z tym wyjazdem wreszcie się zakończył. Od poprzedniego roku różne przeszkody stawały na drodze, a 2 tygodnie temu wylądowałam w szpitalu z ostrym zapaleniem wyrostka robaczkowego. I nie pomogły moje przekonywania lekarzy, że „to na pewno nie wyrostek, że już podobne dolegliwości kiedyś miałam kilkakrotnie i zawsze przechodziło”. Po wykonaniu USG diagnoza była jednoznaczna – natychmiastowa operacja.
Mój udział w wyprawie zawisł na włosku. Leczenie przebiega w porządku, lekarz stwierdził, że nie widzi przeciwwskazań do wyjazdu do Indii, tyle, że mam się nie forować. Dobre sobie. Nie forsować się w Himalajach.
Początkowo zmodyfikowałam plan i postanowiłam jechać turystycznie. Ale, że czuje się dobrze, a wyjazd będzie długi, to mam zamiar zabrać rower, ale wsiądę na niego dopiero po dłuższym czasie. Wykluczam tez długie podjazdy. Na szczęście nasza trasa biegnie raczej główną drogą i wszędzie dojeżdża jakaś lokalna komunikacja. Mam zamiar z niej korzystać.. I dopingować resztę ekipy…
A na razie czekają nas takie etapy: Tychy – Warszawa autem, Warszawa – Stambuł – Bombaj Turkishem, Bombaj – Kalka pociągiem i Kalka – Shimla kolejką górską… I to już będzie pierwsze himalajskie pasemko… I początek monsunu…
cze 30 2015
Tuż przed startem
Subscribe
Login
0 komentarzy