Tajlandia.
Z Bangkoku jedziemy na południe wzdłuż wybrzeża potężnej Zatoki Tajlandzkiej. Wybieramy lokalne drogi i dróżki przemierzając tereny, gdzie krajobrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Czy ja jestem w przyrodniczym raju? Morze, rzeczki, kanały, parki narodowe, wzgórza, skały, plantacje ananasów, kokosów, niewielkie nadmorskie turystyczne miejscowości, małe rybackie wioski, ptasie królestwa, a przede wszystkim niezwykłe lasy i zarośla namorzynowe.
Lasy mangrowe mnie fascynują, więc jedno z ostatnich miejsc biwakowych wypadło idealnie. Na skraju namorzynów, tuż przy ciekawej kładce prowadzącej w ich gęstwinę.
Nie można było odpuścić takiej okazji, więc wschód słońca witam w środku lasu. Baśniowo…
Rowerowanie w Tajlandii jest łatwe, miłe i przyjemne. Ten kraj ma tylko dwie wady. Pierwsza, mniejsza, to nieco za wysokie temperatury w południe. Zmusza nas to do szukania ochłody, zwykle w morzu… Nie jest to najlepszy sposób, bo mamy wrażenie, że temperatura wody jest jeszcze wyższa niż powietrza
Drugą wadą jest zdecydowanie zbyt dużo pysznego jedzenia. Na każdym kroku. Doprawdy trzeba mieć niezwykle silną wolę, aby w tych warunkach jeździć na rowerze. Okazuje się, że tych z silną wolą jest tu niemało. W Tajlandii spotkaliśmy najwięcej rowerzystów sakwiarzy podczas całego wyjazdu. Niemiecka para jest w drodze już wiele miesięcy, zaczynali… w Niemczech. Spotykaliśmy się na trasie wielokrotnie. Koreańskie małżeństwo jest w trzyletniej podróży. Wyjechali z domu, a planują dojechać do Francji (przez Birmę, Indie, Nepal, Tadżykistan, Iran, Gruzję, Turcję, Balkany) i wrócić do domu m. in. przez Polskę (już się umówiliśmy za ok 1,5 roku). Ale w prawdziwy podziw wprawiła nas francuska rodzinka z dwójką dzieci (8 i 10 lat), która 3 miesiące podróżowała na rowerach przez Amerykę Południową do Patagonii, a teraz 2 miesiące w Azji Pd – Wsch.