Nowy dzień wstaje, a po burzy słońce…
Zjeżdżamy więc na wybrzeże, które, jak granica odcina chmury od błękitu. Przedziwne zjawisko – chmury jakby przylepione są do morza i tylko czasem wysyłają swoje fragmenty w stronę lądu i gór. Jedziemy więc tą granicą w stronę półwyspu Akamas.
Oczywiście nie mogę odmówić sobie wizyty w ogrodzie botanicznym stanowiącym otoczenie Basenu Afrodyty.
A potem robi się coraz bardziej dziko – wjeżdżamy na teren Parku Narodowego Akama. Droga biegnie samym brzegiem morza, dostępna dla aut 4×4, mocno zerodowana i pięknie widokowa
Nasz plan zakłada, że przejedziemy jakąś drogą (ścieżką, wg OsmAnd) na drugą stronę półwyspu w miejscu, w którym górski grzbiecik będzie najniższy. Nie mamy pewności czy to możliwe. Nie wiemy też, jak wygląda droga po drugiej stronie półwyspu i czy po ostatnich ulewach będzie nadawała się do jazdy. Ale nasza ochota na sprawdzenie tego jest większa, niż nasze obawy
Jedziemy, idziemy, pchamy, ciągniemy.. Wypychamy się dziwną skalną drogą na najwyższy punkt i teren staje się połogi. Uff..
Ale zaraz, dlaczego nie da się jechać! Ani nawet prowadzić roweru! Taa, wspaniała czerwona gruntowa droga po deszczach właśnie zamieniła się w gliniastą czerwoną maź, która skutecznie zakleiła mój rower. Mogę go tylko ciągnąć, bo koła przestały się kręcić, przy okazji grzęznąc w rozmiękłej glinie.. Co parę metrów wydłubuję patykiem.
czerwone buły, by po kilku metrach sytuacja się powtórzyła. Zapada noc. Postanawiam odkręcić błotnik, bo pod nim gromadzi się najwięcej klajstru. Trzy śrubki odkręcone, ale żeby odkręcić ostatnią, trzeba zdjąć koło, a wcześniej bagaże… Wymiękam. Kris twierdzi, że to był głupi pomysł
Szukamy miejsca na nocleg, dopychamy tam mój rower. Jest pięknie Tylko niedalekie odgłosy strzałów uświadamiają nam, że ktoś tu w okolicy właśnie urządził polowanie. Wszędzie wokół pełno łusek po myśliwskich nabojach…
Kolacja ratuje ten wieczór – smażymy kupionego wcześniej łososia! Nigdy tak dobrze nie smakował. Mamy też cypryjskie wino.
Gliniane problemy zostawiamy na następny dzień
Najlepsze zostalo na koniec. Półwysep Akamas okazał się pustym, malowniczym rejonem, a droga od strony zachodniej wymagająca, ale całkowicie przejezdna. No, może poza kilkoma zalanymi fragmentami, które obchodziliśmy przez kłujące krzaki Calycotome obdarzonej długimi i bardzo ostrymi cieniami Większość zalanych fragmentów udawało się przejechać, ale wpadki też były.
Różnorodne wybrzeże, skały, piękne puste plaże… Bajkowe chwile. No i wąwóz Avakas, który zajął wysoką pozycję na liście odwiedzonych przeze mnie dotychczas.
Biwak niedaleko wylotu wąwozu z pełnymi wygodami.
Pomału czas myśleć o powrocie Jedziemy do Pafos, zaglądam do Królewskich Grobowców, szybko zerkamy na miasto i wskakujemy do autobusu do Limassol. Bez problemu pakujemy rowery do bagażnika i wieczorem kręcimy przez Limassol, które ciągnie się kilometrami…
Niełatwo znaleźć tu miejsce na biwak, jedziemy więc dlugo w noc, aby wreszcie dotrzeć do białego, kredowego wybrzeża. Tu droga się psuje, a tablice coś mówią o wjeździe na własne ryzyko ale w końcu na wietrznym kawałku nierównego terenu rozstawiamy biwak…
Przedostatni.
Zatoczyliśmy rowerową pętlę wokół Cypru. Kończymy w Larnace.
Ostatni odcinek prowadzi zróżnicowanym terenem. Początek to kolejna mocno zerodowana droga zamknięta dla jakiegokolwiek ruchu, ale udaje się ją przejechać. Albo przepchać
A potem to już smakujemy ostatnie kilometry, małe portowe miejscowości, kręcenie wśród plantacji oliwek. I, jak zwykle bywa na koniec, zwalniamy… Niech to trwa jeszcze parę chwil dłużej.
Sprawdzamy, czy nasze kartony rowerowe przetrwały dwa tygodnie w krzakach niedaleko lotniska. Są. Nawet nie zamokły podczas ostatnich ulew. Tylko na moim jakiś ptak zrobił sobie miejsce żerowania. I sraczyk Dobrze, że wszystko opakowaliśmy w wielkie wory na śmieci.
Noc ma być znów deszczowa. Ostatni biwak urządzamy w wieży do obserwacji ptaków nad słonym jeziorem w okolicy lotniska. Wieża jest solidna, a rano przylatują flamingi. Piękne zakończenie!
Zostały już tylko mniejsze „przyjemności” – sklejanie i naprawa kartonów, pakowanie rowerów i dotarcie na lotnisko z centrum Larnaki z tymi bagażami. Na szczęście autobus lotniskowy zatrzymuje się tuż koło naszego hoteliku i za kilka euro przewozi nas do celu.
Łatwo było tym razem