Powrót do 2025

W kraju Inków, czyli rowerem przez Amerykę Południową

osoby: Marzena, w drugiej połowie wyjazdu też Beata

termin: 5.03. – 29.04. 2025

czas: prawie dwa miesiące

trasa: Kraków – Stambuł – Bogota – Quito – PN Cotopaxi – Banos – Cuenca – PN Cajas – Trujillo -PN Huascaran – Lima – Cuzco – Tęczowe Góry – Titicaca – La Paz – Uyuni – Calama – San Pedro de Atacama – Antofagasta – Santiago – Valparaiso – Budapeszt – Katowice

To była dość nietypowa podróż. Odcinki rowerowe przeplatałam wyjątkowo dużą ilością etapów autobusowo- autostopowych. Zwykle tak nie robię. Tym razem jednak zwyciężył głód na odwiedzenie wielu rejonów w odległych od siebie miejscach przy „skromnym” zapasie czasowym.

Na niecałe dwa miesiące zaplanowałam podróż przez cztery kraje – Ekwador, Peru, Boliwię i Chile. Plus krótki postój w Kolumbii😄 Czyli jazda przez potężne niegdyś państwo Inków.

Leciałam Turkishem do Bogoty (tam spędziłam dwa dni) i dalej liniami Latam do Quito. Stąd zaczęłam etap rowerowy, który zakończył się w Antofagascie w Chile, a nocny autobus zawiózł nas do Santiago. Pierwszą połowę wyjazdu podróżowałam sama, dopiero w Cuzco dołączyła do mnie koleżanka, Beata.

Najpiękniejsze rowerowe etapy wyjazdu to:

  • W Ekwadorze: przejazd z Quito do Parku Narodowego Cotopaxi i dalej do Bańos, wjazd z Cuenca do Parku Narodowego Cajas i zjazd na wybrzeże Pacyfiku
  • W Peru: droga przez Kordyliera Blanca, Park Narodowy Huascaran i znów na wybrzeże. A także etapy z Cuzco przez Tęczowe Góry i w okolicach Jeziora Titicaca.
  • W Boliwii: jazda z Uyuni przez wulkaniczne pogranicze boliwijsko – chilijskie
  • W Chile: pustynne rejony Atacamy

Niejednokrotnie podczas tego wyjazdu zostawiałam/zostawiałyśmy rower, aby ruszyć na piesze wycieczki. Świetne wodospady w okolicach Baños, przepiękny Park Narodowy Cajas, lodowiec Pastoruri, Tęczowe Góry, Jezioro Titicaca w Peru, salar Uyuni w Boliwii, a w Chile wulkan Poruña, dolina rzeki Loa no i okolice San Pedro de Atakama (wysokogórskie laguny, wulkany, salary, gejzery, gorące źródła, kaniony…). W towarzystwie lam, wikunii, kondorów czy flamingów… Wśród niesamowitej roślinności wysokogórskiej, pustynnej i tropikalnej… To była oszałamiająca mieszanka.

Przebywałam na wysokościach od 0 do 5 tys m n.p.m. Aklimatyzację do wysokości łapałam stopniowo, trzeba było zaakceptować szybsze zmęczenie od około 3600 m, ale to nie był mój pierwszy pobyt w wysokich górach. Obyło się bez sensacji i problemów zdrowotnych. Pogoda raczej nie rozpieszczała. Początkowo w górach sporo deszczu i mgieł. A nawet burze śnieżne. Na wybrzeżu zwykle gorąco. W Boliwii i Chile w pustynnych i wulkanicznych górach w ciągu dnia solidnie wiało, choć zwykle było słonecznie, a nocami temperatura spadała nawet do ok -10 stopni.

Nierzadko nocowałam pod dachem (głównie ze względu na stromy teren, albo spore zaludnienie). Ceny noclegów w Peru i Boliwii są niewysokie, ale korzystałam też z Casa de Ciclista (domy prowadzone przez pasjonatów rowerów, dostępne dla rowerowych podróżników), a nawet posterunku pograniczników w Chile, czasem przy domach albo małych knajpkach. Namiotowe dzikie noclegi prawie zawsze były cudowne. I takie właśnie lubię najbardziej.

Nie spotkała mnie żadna nieprzyjemność, czy niebezpieczna sytuacja ze strony spotykanych ludzi. Nawet w owianych niezbyt dobrą sławą dużych miastach. Wręcz przeciwnie – życzliwość, zainteresowanie, pomoc w razie potrzeby. Najmniej przyjemne były czasem spotkania z miejscowymi psami – szczególnie w niektórych rejonach Peru. Nawet całe sfory urządzały sobie niezłą rozrywkę widząc jadącego rowerzystę. Na szczęście obyło się bez uszczerbku na ciele 😁

Przydarzyła mi się jedna poważna awaria – rozsypała się nowa piasta, co wymagało jej wymiany. Musiałam stopem dojechać z kołem do serwisu w najbliższym mieście, a kolejnego dnia wrócić do pozostawionego w górach roweru..

Nie było problemu z wyżywieniem – kuchnia w tym rejonie jest smaczna i zwykle dość różnorodna. Choć w małych miejscowościach bywa monotonna – dominują kurczaki, ryż, zupy… Za to wybór pysznych owoców jest ogromny. Zakochałam się w tutejszych świeżych sokach, awokado, czy mango… Świetne są też lokalne sery. I chilijskie empanady! Najlepsze!

Krajobrazy i przyroda fascynują – głównie po to się tu przyjeżdża… Moja botaniczna dusza znajdowała mnóstwo powodów do radości 😀 Fakt, bywało stromo, bywało pchanie, ale za to jakie nagrody! 😁

Zwykle nie planuję powrotów do tych samych państw/rejonów, ale do Boliwii chętnie bym kiedyś wróciła, bo kraj ten ma wiele wspaniałości do zaoferowania. Przyroda i góry to dla mnie zawsze numer jeden, ale wielką atrakcją są też tutejsze tradycyjne wioski, osady i ich mieszkańcy.

Z odwiedzonych 5 stolic, boliwijskie La Paz urzekło mnie najbardziej. Szalone i niesamowicie położone!

Wruciłam z głową pełną wrażeń, obrazów, cudownych wspomnień i nieplanowanych historii, które przytrafić się mogą tylko podczas rowerowej sakwiarskiej włóczęgi, kiedy to rano nie wiesz, gdzie będziesz nocować kolejnej nocy, kogo spotkasz na swojej drodze i co zobaczysz za kolejnymi zakrętami…