Już za 4 dni zamkniemy drzwi, zostawimy piękną polską zimę (trochę będzie szkoda… nie zdążyłam jeszcze w tym sezonie wybrać się na skitury) i z indyjskimi wizami w paszportach ruszymy znów tam, gdzie miałam już nigdy więcej nie wracać.
Jednak szalone Indie zasiały… Wykiełkowało, oplotło i po raz kolejny ciągnie w swoją stronę…
Już się nie mogę doczekać… Chyba żadnej podróży nie towarzyszy taka mieszanka uczuć i emocji jak tej, do Indii. Radość, obawa, niecierpliwość, żeby już. I rozkoszowanie się chwilami, że to wciąż przede mną i że coraz bliżej. Odliczanie dni. Inne sprawy do szybkiego „załatwienia” załatwia się szybko… Indie się smakuje powoli. Na razie, bo potem wszystko nabierze tempa, kolorów, zapachów (hm, no, ok, niech będzie, że zapachów), smaków (e tam, jednego smaku – ostrego piekielnie i już), miliona dźwięków (wśród których króluje dźwięk klaksonów samochodowych)…
Dwa tygodnie, żeby się napatrzeć, nasłuchać, nasycić… Tylko dwa tygodnie. Mało. Ale znów wrócę…
sty 26 2015
Z nowym rokiem nowe plany…
Subscribe
Login
0 komentarzy