„Ekspresem” przez kilka granic

Przełom lipca i sierpnia to dobry czas na rower. Tym razem będą europejskie klimaty. Moim celem są francuskie Alpy, a w ich kierunku podjeżdżam częściowo pociągami, a częściowo na rowerze.

Pociągi: Tychy – Katowice – Wrocław – Węgliniec. Rowerem do Goerlitz. Pociągiem za Drezno (w planie było do Weinheim koło Frankfurtu, ale nie wszystkie plany „da się” zrealizować). Z okolic Drezna rowerem piękną rowerową drogą wzdłuż Łaby, przez Saksońską Szwajcarię do Czech. Pociągami z Decina do Cheba. I znów rowerem przez granicę do Niemiec. Ostatni etap pociągami przez Bawarię do Memmingen. Uff teraz tylko rower:-). I przez Bawarię do Jeziora Bodeńskiego.

Jezioro Bodeńskie to jeden z punktów trasy, który był „must see”. Dlaczego? No, bo to legendarne już niemal Jezioro z niedzisiejszego już zupełnie Dygata. Może bardziej na czasie było ze 20 lat temu, kiedy to kupiłam mapę okolic, planując tu jakiś wyjazd. Gdy się mapie przyjrzałam dokładniej, stwierdziłam, że rejon jest bardzo turystyczny, zabudowany i pełen zatłoczonych kurortów. Od tamtej pory mapa leży nieużywana. Aż wreszcie, trochę „przy okazji” postanowiłam skonfrontować moje wyobrażenia. Miła niespodzianka. Wcale nie jest tak źle. Znalazłam sporo spokojnych miejsc, sympatycznych plaż i kąpielisk. Kąpiel w Bodensee zaliczona:-). Wokół jeziora prowadzi spokojna droga rowerowa. Mijają mnie na niej ciekawi ludzie, a ja mijam ciekawe historie. I niepostrzeżenie wjeżdżam do Austrii, a parę chwil później do Szwajcarii.

Dalej wzdłuż Renu do cudownego, cichego Lichtensteinu i przez Szwajcarię ze wschodu na zachód klucząc i starając się wybierać jakieś optymalne drogi, aby na czas dotrzeć do Genewy.

Pogoda tropikalna, a od czasu do czasu trafiam na gwałtowne burze. Szczególnie intensywna była ta w okolicach Lozanny. To był prawdziwy chrzest bojowy dla mojego malutkiego namiotu. Przeszedł go bez strat mimo, że nie rozbiłam go zbyt dobrze, bo oczywiście stawiałam go w ostatnim momencie podczas nagłej wichury…

W Lozannie zeszło mi parę godzin. Piękne miasto, cudnie położone, ale jego zwariowane (o przepraszam, wymyślone ze szwajcarską precyzją) ciągi komunikacyjne będą mi się jeszcze chyba śniły czas jakiś. Bez nawigacji nie wyjechałabym z tego labiryntu w 3d jeszcze długo…

Za to droga rowerowa nad Jeziorem Genewskim – bajka, więc spokojnie można podążać w stronę Genewy (tylko burze wciąż straszą)

Czytaj dalej

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments