Gorafe i okolice były jednym z głównych celów mojej hiszpańskiej podróży. Zainspirowało mnie do tego wyboru zdjęcie przypadkowo zobaczone w sieci.
Dość długo szukałam informacji, co to za miejsce. Badlands, pustynne tereny w okolicy miasteczka Gorafe o tak niezwykłej geologii, że nie mogłam tego sobie odpuścić. To „el desierto más desierto de España” (najbardziej opustoszała pustynia w Hiszpanii) i jak twierdzą pustynni znawcy „nie ma drugiej takiej pustyni w całej Europie”.
Samo Gorafe okazało się klimatyczną miejscowością w potężnym kanionie z domami – grotami. Wioska ma 383 mieszkańców i 485 jaskiń. Ma też zamek, kościół, muzeum paleontologii z informacją turystyczną, sklepik, bar i studnię. A więc ma wszystko:-). Skorzystaliśmy więc z wszystkiego (prawie) i jesteśmy gotowi na wszystko. Na początek konkretny podjazd w palącym słońcu. I nagroda – panorama z krawędzi kanionu, która obiecywała, że cuda dopiero przed nami.
Ale jeszcze odszukujemy kilka dolmenów, przystajemy przy kilku opuszczonych gospodarstwach, przejeżdżamy przez płaski,suchy i kamienisty obszar, na którym smętnie wyglądają przyschnięte drzewka migdałowe. Nie wiem, czy ktoś je tu uprawia, czy zostały już może porzucone… Jeszcze spotkanie z miejscowym pasterzem z osiołkiem. Co oni tu robią? Dogadujemy się na migi.
Tego, co nastąpiło później opisać się już nie daje.
Emocjonująca jazda i nieprawdopodobne krajobrazy. Kilometry fantastycznie poprowadzonej, choć niełatwej, mocno zerodowanej drogi. Geologia całkowicie oszalała! Ciągłe przystanki i kolejne zdjęcia… Nie do wiary….
Gorafe Desert Pustynia Gorafe w 2020 roku została dołączona do Światowej Sieci Geoparków UNESCO Wąwóz Rambla del Pollo Badlands Badlands – labirynt margli i glin w którym nie widać żywej duszy, ani ścieżki Badlands Kolorowa ściana Cerro de la Bandera. A dalej Sierra de Cazorla Wąwóz Anchurones – tam zjeżdżamy Esparto to gatunek tutejszej ostnicy
Wreszcie zjeżdżamy do potężnego kanionu i jadąc meandrującą drogą czyli korytem wyschniętej rzeki docieramy do głównej rzeki regionu, Guadiana Menor, którą mamy przekroczyć. I tu zonk. Rzeka okazuje się całkiem pokaźna, o rwącym nurcie, mętna i pozbawiona mostu, a po wstępnym sondowaniu okazuje się głęboka W tym miejscu nawigacja pokazuje drogę i przejazd przez rzekę. Nie zdecydujemy się na próby przejścia/przepłynięcia. Z decyzją, co dalej, postanawiamy poczekać do kolejnego dnia, bo ten właśnie się kończy…
Podobno nie warto martwić się na zapas. Gotowi byliśmy już na korektę trasy, ale rankiem obudziła nas cisza. Nie było słychać rzeki. Poziom wody był już niższy o ok półtora metra! (Przyczyna okazała się prosta – pobliski sztuczny zbiornik wodny, Negretin reguluje stan wody, w razie potrzeby spuszczając spore jej ilości). Bez najmniejszych problemów przeszliśmy na drugą stronę, co nie oznacza, że problemy się skończyły.
Droga okazała się zniszczona przez rzekę, na szczęście po przepchnięciu się przez trudny odcinek dalej było zdecydowanie lepiej.. Za to pojawiło się stado owiec i towarzyszące im psy. Po niezbyt dobrych doświadczeniach z pasterskimi psami w Pirenejach, przygotowaliśmy się do ewentualnego spotkania, ale wcześniej udało nam się dowołać pasterza, który zatrzymał psy. Jeszcze tylko przejazd przez ściśle chronione tereny, jak przypuszczamy, nielegalnych interesów przemysłu narkotykowego, pokonanie kilku zamkniętych bram, spotkanie z ochroną, podczas którego wszyscy udawali, że nic się nie dzieje…
Wreszcie mogliśmy spokojnie ruszać dalej… Uff To był ciekawy dzień…