Carratera Austral, drogowa legenda chilijskiej Patagonii

Koniec drogi Carratera Austral. Ciekawej, wymagającej, zmiennej. Zaskoczyła nas wielokrotnie. Nauczyła, że nasze plany są tylko nasze, a ona i tak zrobi swoje. Nie raz zatrzyma wiatrem, spowolni grząską nawierzchnią, wyciśnie pot stromymi ściankami lub piekącym słońcem, zafunduje tumany kurzu albo ulewny deszcz.

Ale też pozwoli zachwycić się cudnymi krajobrazami, pognać z wiatrem przed siebie lub zjechać szalonym fragmentem…

Droga – legenda? Czym sobie zasłużyła na takie miano? Wszak powstała w tej wersji dopiero 20 lat temu i mimo szumnego nazwania ją autostradą, przeważają tu szutry, dziury i pustkowia…

Parę faktów:

  • Budowa zapoczątkowana w 1976 roku przez Augusto Pinocheta trwała ponad 20 lat.
  • 1240 km odcinek połączył Puerto Montt na północy z Villa O’Higgins na południu, choć prace wciąż trwają. Kolejne kilometry pokrywają się asfaltem. Pomalutku.
  • To najdroższa inwestycja w Chile w XX wieku. I bardzo trudna – przy budowie pracowało 10000 żołnierzy, wielu straciło życie.
  • Dziś główne prace polegają na tym, że przyjeżdża traktor z przyczepą żwiru. Pan traktorowy wysypuje żwir na kilkudziesięciu metrach drogi i pobocza. Jedzie po kolejną porcję żwiru. Resztę załatwiają samochody, które rozjeżdżają stopniowo luźno rozrzucony żwir. (Nie lubimy panów traktorowych :-))
  • Droga prowadzi przez dziewicze, prawie nieskażone cywilizacją tereny, przez parki narodowe, przez góry i fiordy, między spływającymi nad głową lodowcami, obok wodospadów, wzdłuż rzek i jezior, dolinami, stromymi zboczami i płaskowyżami. Zachwyca pięknem, atakuje zmienną pogodą, zmusza do wysiłku. Wymaga sporo rozwagi i jeszcze więcej fantazji. Dostarcza radości i zmęczenia, rodzi obawy i przynosi szczęście.
  • Spotkasz tu niewielu miejscowych – malutkie osady czy wioski są rzadko rozmieszczone, czasem trafiają się pojedyncze farmy (nie wyobrażamy sobie jak można całe życie spędzić na takim pustkowiu) i jedno miasto – Coyaique. To niemal metropolia, jak na tutejsze warunki – liczy 50 tys mieszkańców. Drugie tyle żyje na pozostałym, ogromnym terenie.
  • Spotkasz tu trochę turystów, których przyciąga ta wyjątkowa droga – podróżują lokalnymi nielicznymi autobusikami, autostopem lub terenowymi samochodami czy motorami. No i rowerzystów. Z niektórymi spotykamy się wielokrotnie. Znamy ich imiona, kraje pochodzenia, czas podróży… Niektórzy są w drodze od lat. Nie pytamy dlaczego. Wszyscy to dziwne dosyć typy 🙂 Pozdrawiamy się, cieszymy ze spotkań, podśmiewamy z siebie nawzajem – ten ma dziurawe buty, temu rower ledwo zipie, tamten pyta tylko, gdzie można dostać coś do jedzenia. Jeden jedzie i śpiewa ze szczęścia, a ja marzę, żeby ten stromy podjazd wreszcie się skończył 🙂

Koniec Carratera Austral to tylko koniec pewnego etapu naszej podróży. Dotarliśmy do Villa O’Higgins, wioski, do której trafiają rowerzyści i turyści z plecakami.

Samochodów tu niewiele. Bo dalej można tylko promem wzdłuż granicy z Argentyną, a potem jedynie pieszo przez góry. Dla nas to dzień pchania rowerów. Szczególnie argentyńskie górskie wąskie ścieżki wycisnęły z nas sporo potu. Ale o tym trochę później…

czytaj dalej

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments