Nowa Warosz. Przeczekujemy burzę w lokalnej knajpce. I obserwujemy co dzieje się wokół. Dzieje się. Muzyka, śpiewy, kolory, zapachy… W końcu to Bałkany. Takie w najbardziej bałkańskim stylu 😉 Tak, po to tu przyjechaliśmy.
Meandry rzeki Uvac, to, wg mnie, największa przyrodnicza atrakcja Serbii. Jestem tu drugi raz. Kilka lat temu było to dla mnie wielkie zaskoczenie, ale kiepska pogoda i brak czasu nie pozwoliły nacieszyć się tym miejscem do woli.
Tym razem było całkiem inaczej. Idealna pogoda, urozmaicona, widokowa droga przez góry Zlatar, maleńkie osady pasterskie, świat, którego już niebawem nie będzie. To był przepiękny fragment naszej podróży.
Udało nam się nawet nie pogubić wśród tutejszych traktów i dotrzeć o odpowiedniej porze na widokowe punkty nad kanionem rzeki Uvać. A widoki są tu spektakularne. Kanion przez wieki był drążony przez rzekę, która meandruje obecnie wśród wysokich, sięgających nawet 350 metrów wapiennych skał.
Do tego krążące nad głowami i pod stopami orły i sępy płowe. Te ptaszyska mają rozpiętość skrzydeł do 3 metrów i krążą niemal na wyciągniecie ręki. To był magiczny czas, który dla nas się zatrzymał. My zrobiliśmy to samo i postanowiliśmy zostać tu na noc. Taki biwak to ja rozumiem!
Rankiem znów pognałam na punkt widokowy, a tam… rzeki nie ma! Za to kanion wypełniony gęstą mgłą. A gdy dotarły tam pierwsze promienie słońca, unosząca się mgła stworzyła niezapomniany spektakl!!! Tak różne światy w tym samym miejscu.
Na dodatek to świat wciąż jeszcze bez komercji. Pewnie już niedługo. Właśnie budowana jest nowa asfaltowa droga od strony Sjenicy. Spotkany szef rezerwatu Uvac powiedział nam, że Europa tu wkracza i tylko się uśmiechnął, gdy stwierdziliśmy, żeby się z tą Europą tak bardzo nie spieszyli.