Park Narodowy Tara. Serbia południowa.

Užice – niewielkie turystyczne miasteczko ładnie położone w głębokiej dolinie rzeki Dzieciny. Tu kończy się nasza podróż koleją. Oddychamy z ulgą – teraz już tylko rowery.

Na początek rozglądamy się za sklepem, barem… Nie znajdujemy jednak nic, gdzie moglibyśmy dostać jakieś miejscowe specjały. Może i dobrze, bo niewiele czasu zostało do zmroku, a chcemy wyjechać z miasta i znaleźć miejscówkę na biwak. Początkowo jedziemy wzdłuż rzeki przez rekreacyjne tereny (a właściwie przebijamy się przez tłumek masowo spacerujących tu ludzi) z widokiem na górującą nad nami twierdzę.

Droga prowadzi zwężającym się wąwozem i nagle się kończy. Co dalej? Winda? Tak, właśnie windą (!) wyjeżdżamy z miasta na stary most kolejowy i ruszamy śladem pozostałym po starym torowisku. Przejeżdżamy liczne tunele, szlak wije się wzdłuż rzeki pomiędzy skalnymi ścianami.

Po kilku kilometrach znajdujemy idealną miejscówkę – w dole, tuż nad rzeką. Kąpiel w lodowatej wodzie po upalnym dniu wprawia nas w doskonały nastrój. Zasypiamy przy szumie wody. Jak ja to uwielbiam!

A rano… czekają nas pierwsze wpychy i pierwsze „zagubione” drogi.

-Nie, tamtędy nie przejedziecie – słyszymy wołanie mężczyzny. Macha do nas znad płotu.

Podchodzimy, sprawdzam „ślad” na OsmAndzie.

-Ale właśnie tą drogą chcieliśmy jechać.

– Nie, ona nigdzie nie prowadzi, musicie wrócić do szlaku i za drugim tunelem skręcić w pierwszą drogę w prawo – upiera się mężczyzna, a jego syn potakuje.

Stosujemy się do ich wskazówek. Pierwsza lekcja – słuchać rad miejscowych. Tutaj to działa. Główne drogi wcale nie wyglądają na główne – kilka kilometrów kamienistego górskiego traktu nagle przechodzi w idealną nitkę asfaltu, by po paru chwilach radosnej wyluzowanej jazdy, asfalt kończył się jak nożem uciął i górskie wertepy rozłaziły się na wszystkie strony. Na czuja wybieramy lepiej wyglądający wariant, by po kilku litrach potu dojechać do gospodarstwa i skończyć w przydomowym ogródku.

-Nie, tędy nie przejedziecie, musicie wrócić…

W końcu jest. Park Narodowy Tara. Ale to nie koniec. To dopiero początek. I tak się tu dalej bawimy wylewając hektolitry potu…

Mitrowacz. Siedzimy właśnie nad nowo kupioną mapą PN Tary i porównujemy z mapą na OsmAndzie. Przygląda nam się miejscowy mężczyzna i mówi:

– tu nie możecie polegać na nawigacji – Tak, to już gdzieś słyszeliśmy 🙂

Za to na zachód słońca trafiamy idealnie. Ponieważ robi się późno, to zostajemy na noc z widokiem na Drinę poniżej i miliardy gwiazd powyżej. Tak, śpimy w hamakach na najbardziej spektakularnym w tych górach punkcie widokowym, Banjska Stena.

Kolejny dzień to nieustająco cudne górskie krajobrazy. Droga prowadzi widokowymi grzbietami, przełęczami, poljami, wije się między wzgórzami prowadząc czasem przez maleńkie osady. A wreszcie pikuje ostro w dół. Nie wiem, w którą stronę patrzeć, więc co chwilę zwalniam.

I nagle wpadamy w dawno nie widziany tłumek ludzi i samochodów.

No tak, to Küstendorf, czyli Drvengrad, drewniane miasto Kusturicy, stworzone na potrzeby filmu. Stało się niemałą atrakcją turystyczną. Nie można zaprzeczyć, że jest ciekawe. Z przyjemnością spędzam tu czas.

czytaj dalej

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments