Przez 4 ostatnie dni przejechaliśmy ponad 400 km spotykając tylko jednego białego turystę, norweskiego motocyklistę. A podobno Tajlandia to taki popularny kierunek 🙂
Krążąc dziś po dróżkach i bezdrożach okolic Parku Narodowego Khao Sok trafiliśmy nagle na zgromadzenie samochodów tutejszych rolników i hodowców. Zaparkowane w okolicy budynku, z którego dochodziły głośne okrzyki. Obok wiklinowe klatki. Po chwili odgadujemy co się tu dzieje. Walki kogutów.
Wchodzimy do środka, wszyscy chętnie nas zapraszają.
Okrągła arena, wokół „trybuny” zapełnione podekscytowanymi ludźmi. Akurat jest przerwa między walkami. To okazja do postawienia konkretnych sum pieniędzy – banknoty przechodzą z rąk do rąk, wszyscy krzyczą…
Wchodzi dwóch trenerów ze swoimi podopiecznymi – to piękne ptaki. Obydwa mają na nogach druciane ostrogi… Prowadzący prezentuje koguty publiczności, pozwala im na próbne „dziobnięcia”, zagrzewa do walki… Emocje rosną…
Daruję sobie i innym dokładny opis walki – trwała ok 10 minut, ostatecznie zwyciężył ten, który ucierpiał chyba więcej, ale obydwa ptaki przeżyły. Zaraz po walce właściciele opatrują, zszywają rany, poją i pielęgnują… Na moje pytanie, co z ptakami, odpowiadają, że ok, że dojdą do siebie…
Wychodzimy…
Koło budynku stragany z jedzeniem. Głównie… grillowane kurczaki. Już nie będę ich jadła….
Ta tradycyjna i wciąż bardzo popularna „rozrywka” sięgająca historią bardzo odległych czasów, miała (a może ma i nadal) też charakter religijny. Wierzono, że rozlanie koguciej krwi udobrucha złe bóstwa i zapewni bezpieczeństwo przed ich gniewem.
Dziś to dobra okazja do hazardu. Koguty są często przedmiotem swoistego kultu, dumy hodowcy. Ich figurki stoją często jako ozdoby, trafiają też do kapliczek, w których są czczone…