Morze Martwe i jordańskie kaniony

Morze Martwe przyciąga jak magnes. Toż to miejsce wyjątkowe. Nie dość, że permanentnie depresyjne, to jeszcze doprawione na słoną gorycz.

Prawdziwie martwe. Wyjątek to kilka gatunków bakterii, które dają radę przeżyć w tych warunkach. I czasem zabłąkane ryby, które wpadają tu z nurtem Jordanu, choć one rady nie dają i bardzo szybko giną. Nic dziwnego, na powierzchni zasolenie wynosi ok. 22%, a na głębokości 50 m – 36%. Maksymalna głębokość, 383 m nie zaskakuje tak bardzo, jeśli wiemy, że to głęboki tektoniczny rów ryftowy, północna część Rowu Abisyńskiego. Lustro wody jest obecnie na 430,5 m p.p.m. I ciągle się obniża.
Martwe, ale i zbawienne dla życia – to pierwsze na świecie uzdrowisko, z którego korzystał już król Dawid… Czas wziąć z niego przykład…

Jordański brzeg w większości jest niezagospodarowany, ale z wieloma miejscami, gdzie można się kąpać. Jeśli nie, to przy drodze stoją tablice informujące o zakazie. W części północnej jest trochę hoteli z prywatnymi plażami – wszystkie drogie, ale zapewniające możliwość spłukania się słodką wodą. To konieczne po kąpieli, o czym się na własnej skórze przekonałam.
My z tych płatnych plaż nie korzystamy – wiemy, że jest jedna plaża publiczna, gdzie można się opłukać z soli w dopływającym do morza strumieniu. Tyle, że koło tej plaży przejeżdżamy w czasie, gdy nie mamy ochoty na kąpiel, więc potem szukamy innego miejsca. Wybór pada na tą lokalizację: 31°20’47.7″N 35°32’42.3″E
Krajobrazy bajkowe, morze lazurowe, woda przyjemnie ciepła, kąpiel ekscytująca.

Przy okazji wypatrujemy śladów biblijnej przeszłości. Część archeologów przypuszcza, że na dnie Morza Martwego znajdują się pozostałości dwóch miast z wyjątkowo niechlubną historią – Sodomy i Gomory. Inni twierdzą, że znaleziono ich ruiny na jordańskim wybrzeżu – najbardziej prawdopodobnymi miejscami położenia Sodomy i Gomory są odpowiednio stanowiska archeologiczne: Bab edh-Dhra oraz Numeira. Możliwe, że obie osady zostały zniszczone przez katastrofy naturalne, których gwałtowność dała początek opowieści biblijnej. Bab edh-Dhra leży na terenie bogatym w bituminy i ropę naftową i to być może ich zapłon spowodował katastrofę dla miasta.

hipotetyczne położenie Sodomy i Gomory
hipotetyczne położenie Sodomy i Gomory

Co prawda w okolicy nie ma słodkiej wody, ale zaraz po kąpieli jedziemy do kanionu Numeira z planem, aby umyć się w płynącej kanionem rzece. A ponieważ trochę czasu nam schodzi z wyborem dogodnego miejsca do kąpieli, to czuję na własnej skórze działanie wytracających się kryształów soli. Otarcia i podrażnienia goją się przez kilka kolejnych dni.

Czas na penetrację kanionów, które szatkują jordańskie góry i płaskowyże przebiegając w różnych kierunkach i sprawiając, że krajobraz tego kraju jest tak niesamowity, a dotarcie do niektórych miejsc staje się problematyczne, a nawet niebezpieczne. Zwłaszcza po obfitych opadach deszczu, gdy poziom wody w kanionach gwałtownie się podnosi, a wezbrane rzeki niosą ze sobą nawet potężne kamienie czy drzewa.

Nie dostaniemy się niestety do najbardziej znanego jordańskiego kanionu – Wadi Mujib, który jest ścisłym rezerwatem przyrody niedostępnym w okresie od początku listopada do końca marca.
Wobec tego musimy zadowolić się innymi kanionami.

  • Wadi Attun – mało popularny kanion z zanikającą ścieżką, ciepłą wodą, malowniczymi krajobrazami i roślinnością. Docieramy do małego wodospadu i ciepłych źródeł, w których bierzemy kąpiel. Podchodząc stromymi zboczami widzimy z góry jeszcze jeden większy wodospad, ale nie znamy drogi, a zbliża się wieczór, więc wracamy. Wyczytałam, że do dalszego przejścia zalecany jest sprzęt wspinaczkowy, a przynajmniej lina do asekuracji
  • Wadi Numeira (Wadi Hudeira) – bardziej popularny od Attun, ale po drodze spotykamy zaledwie kilku turystów. Zdecydowanie przepiękny! Potężne kolorowe ściany, fantazyjne kształty skał, wodospady, progi… Każdy zakręt to zachwyt, każdy promień słońca, to olśnienie. Niech ta wędrówka się nie kończy…
    Gdy wracamy, przy wylocie kanionu spotykamy grupę grillujących i ucztujących mężczyzn – to pracownicy pobliskich zakładów potasowych, którym szef zorganizował takie spotkanie integracyjne. Zapraszają nas na herbatkę i szaszłyki. Podczas rozmowy z dyrektorem zakładów dowiadujemy się, że swoje produkty eksportują również do Polski 🙂
    A już po powrocie doczytujemy, że u wylotu wąwozu znaleziono pozostałości antycznego miasta, które, jak przypuszczają archeolodzy mogło być biblijną Gomorą!

INFO
Bezpłatnie. Wejście do kanionu od strony Morza Martwego na wysokości miejsca pamięci: Memorial Monument for the Martyrs of the South. Nie ma problemu z odnalezieniem ścieżki. W wielu miejscach trzeba iść przez wodę, więc dobre sandały są najlepszym obuwiem na tą wycieczkę. Szlak łatwy

  • Wadi Bin Hammad – bardzo ciekawy kanion, do którego wchodziliśmy od strony ciepłych źródeł Bin – Hammad. Sam ośrodek przy ciepłych źródłach czasy świetności ma już dawno za sobą – kąpieli w tutejszych basenach nie polecam, ale wąwóz zdecydowanie tak. Przejście całego kanionu (można nim dojść do Morza Martwego) wymaga sprzętu wspinaczkowego (progi z wodospadami) lub miejscowego przewodnika (czeka zwykle przy źródłach), który dysponuje odpowiednią drabiną do pokonania pierwszego z wysokich wodospadów. Drabina jest ukryta na trudno dostępnej półce skalnej. Trasę do wodospadu można przejść samodzielnie brodząc w ciepłej wodzie. To bardzo przyjemny szlak obfitujący w źródła mineralne, ciekawe formy skalne i piękną roślinność.

INFO
Do przejścia wystarczą turystyczne sandały. Wstęp płatny 5 JOD. My w tej cenie mieliśmy też miejsce na postawienie namiotów z dostępem do łazienek i z propozycją przenocowania pod dachem. Woleliśmy swoje namioty:-) Za to herbatka, kawa i słodycze były w gratisie. My częstowaliśmy polskimi krówkami
.

Odradzam dojazd do Bin Hammad samochodem bez napędu 4×4. Droga jest na kilkukilometrowym odcinku bardzo stroma (nawet do 28 %) i w wielu miejscach mocno zniszczona (dziury, braki asfaltu, spore pęknięcia) do tego wąska i przepaścista. Szczególnie powrót do góry może okazać się problematyczny. Nam dostarczył sporo emocji, na szczęście nasze Suzuki jakoś dało radę i szczęśliwie wydostaliśmy się do głównej drogi.
Na samym dole dojeżdża się do rzeki, gdzie kiedyś był most, ale pewnie woda go zniosła i nikt nie ma zamiaru go odbudować. Ostatni odcinek trzeba pokonać pieszo. Można też biwakować nad rzeką w miejscu, do którego dojeżdżają samochody.

czytaj dalej

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments