Po kilku dniach jazdy drogą Carratera Austral postanowiliśmy odbić nieco od głównej trasy i pojechać do Tortel, niezwykłej wioski portowej, która rozłożyła się na stromych, podmokłych nadmorskich pagórach.
I to była bardzo dobra decyzja – przez kilkanaście godzin spadły tu ogromne ilości wody 😀. A my mogliśmy sobie nic z nich nie robić – nasze miejscówki na drewnianych platformach tutejszego campingu były zadaszone!
Korzystając z przerw między kolejnymi ulewami ruszaliśmy na zwiedzanie niezwykłej wioski. Domy stoją tu na platformach na palach, a zamiast ulic i chodników jest tu gęsta sieć drewnianych podestów i schodów.
Taki dzień przerwy od codziennych trudów rowerowej podróży bardzo się czasami przydaje. Zwłaszcza, że nie zawsze wszystko idzie z górki. Choć przecież dzielnie pokonujemy wszelkie przeszkody :-).
— Ola jedzie na rowerze szosowym. Po tutejszych drogach(!) – górskich szutrach z luźnym żwirem, ostrymi kamieniami, tarką itp. Przeciętą oponę łata i wzmacnia taśmą na całym obwodzie.
— Magda leczy chorobę wypacając ją na stromych podjazdach.
— Ja usiłuję dogadać się z moim kolanem, które odmawia posłuszeństwa po gwałtownym kontakcie z chilijskim żwirem w pierwszym dniu jazdy.
— Wojtek ze stoickim spokojem znosi pomysły trzech bab… A nawet przez dwa dni transportuje chilijskie wino, choć sam za nim nie przepada 😉
Da się?
Da się. 😀
Ale restowy dzień w uroczym Tortel bardzo nam się spodobał.