Osiągnęliśmy wysokość 0 m n.p.m co oznacza, że przejechaliśmy całą „Routes des Grandes Alpes” – wspaniałą krajobrazowo, zróżnicowaną, wymagającą trasę od Jeziora Genewskiego na Lazurowe Wybrzeże.
Było niełatwo, ale też nie tak trudno, jak sobie wcześniej wyobrażałam 🙂
7.08.2019: Col Saint Martin (1500 m n.p.m.), Col de Turini (1607 m); 60 km, 1930 m przewyższeń
8.08.2019 Col de Castillon (706 m); 30 km, 500 m w górę
🙂 Ponad 700 km i ok 18 tys metrów przewyższeń w 10 dni.
I nagle staliśmy się wczasowiczami. I to na Lazurowym Wybrzeżu! Niech będzie. Dziś morskie kąpiele, podglądanie kolorowego życia i po paru chwilach mamy dość. Uciekamy szukać czegoś ustronnego bez tych całych plażowych tłumów…
Pchamy rowery po schodach wąską ścieżką (na której obowiązuje zakaz jazdy rowerem), aż wreszcie trafiamy na spokojne, ustronne miejsce idealne do morskich kąpieli i biwaku. To będzie nasz własny kawałek francuskiego wybrzeża na najbliższe godziny. Zostajemy. Nawet nie rozkładamy namiotów. Lazurowe Wybrzeże funduje nam nocleg z największą z możliwych liczbą gwiazdek. Nocne ciemności rozjaśniają gwiazdy i położone po drugiej stronie zatoki niby maleńkie, ale dominujące w okolicy państwo – miasto, Monako.
Wszystko dobrze do momentu, gdy z wody wyganiają nas solidnie patrzące meduzy, a wczesnym rankiem pobudkę fundują wybitnie agresywne komary… Uciekamy do miasta. W parku atak przypuszczają… gołębie, które sprawiedliwie każdego z nas obdarzają swoimi prezentami…
No to może teraz kierunek tam, gdzie naturalnej przyrody praktycznie nie ma? Monako!