Libańczycy to radośni ludzie, otwarci, gościnni i chętni do pomocy. To niesłychane ile dobrej energii potrafią nam przekazać. Mam nadzieję, że choć trochę potrafimy się odwdzięczyć. Na pewno chcemy jak najwięcej zobaczyć, dowiedzieć się, poczuć, zrozumieć. I widzę, że spotykanym na naszej drodze ludziom też na tym bardzo zależy. Żeby opowieści o ich życiu, rodzinach, problemach, radościach pojechały z nami w świat. Żeby gdzieś tam ktoś usłyszał o Libanie. O ich pięknym, ukochanym Libanie.
A Liban co chwilę pokazuje nowe oblicze. Tu spotyka się kultura arabska ze śródziemnomorską. Jedziemy upalnym wybrzeżem Morza Śródziemnego i jeszcze bardziej upalną doliną Bekaa. A pomiędzy nimi potężny łańcuch Gór Libańskich, często schowanych w chmurach, piękny, nieprzystępny. Porośnięty tajemniczymi lasami cedrowymi, w których liczące sobie parę tysięcy lat drzewa nie są rzadkością, a szakale, hieny i mrówkojady przebiegają drogę. Cedrowych lasów już niewiele, ale ten, przez który jedziemy chroniony jest w największym libańskim rezerwacie, Shouf Biosphere Reserve . Libańczycy próbują ocalić cedry prowadząc masowe nasadzenia. Miejmy nadzieję, że nie dojdzie do sytuacji, gdy drzewa te pozostaną tylko na ich flagach.
Wyjątkowo dużo działo się (i dzieje nadal) w tym regionie. Fenicjanie, Asyryjczycy, Babilończycy, Persowie, Grecy, Rzymianie, Arabowie, krzyżowcy, Egipcjanie, Osmańczycy, Francuzi i Brytyjczycy odcisnęli tu swoje piętno przez tysiące lat. Tu ludzie rozmawiają w 3 językach: angielskim, francuskim i oczywiście arabskim. Często je mieszają – nawet w jednym zdaniu:-). Tu odnajdujemy starożytne miasta, liczne antyczne zabytki, zamki krzyżowców, osmańskie pałace, meczety i bazary.
Spotykamy muzułmanów i chrześcijan. Nie pytamy o wyznanie. To nie jest w dobrym tonie. Po chwili rozmowy i tak zwykle już to wiemy. Libańczycy wierzą całym sercem. I okazują to bez skrępowania. Modlą się publicznie chrześcijanie nie tylko w kościołach, ale też w przydrożnych kapliczkach. Modlą się publicznie muzułmanie w każdym właściwie miejscu, gdy tylko nadejdzie pora. 5 razy dziennie.
Miejsca, gdzie mieszkają chrześcijanie obfitują w kapliczki Matki Boskiej, św Charbela i innych świętych. I portrety Jana Pawła II. Tu kult „naszego” papieża jest bardzo rozpowszechniony i ma się wręcz wrażenie, że nie zauważono tu zmiany głowy kościoła.
W rejonach szyickich pełno jest żółtych flag Hesbollachu, zielonych Amalu i portretów Hassana Nasrallaha – przywódcy Hezbollahu. Sunnici otaczają się portretami Rafika Al-Hariri, premiera, który zginął w 2005 r. w zamachu bombowym i zyskał status narodowego bohatera.
Kościoły i meczety. A nawet synagogi. W malutkim Libanie istnieje 16 – 19 (w zależności od źródła) wyznań, grup etnicznych…
Wyznawcy wielu religii żyją od wieków obok siebie. Nawet władza jest oficjalnie podzielona między maronitów, sunnitów, szyitów, prawosławnych oraz druzów. Do tego w ostatnim czasie dołączyły 2 miliony syryjskich uchodźców i pół miliona palestyńskich – to wszystko w jednym kraju.
Papież Jan Paweł II podczas swojej wizyty w Libanie nawoływał, aby chrześcijanie i muzułmanie zapomnieli sobie przeszłość. Wierzymy w jednego Boga tylko trochę inaczej. Czy nie lepiej żyłoby się wszystkim razem, w zgodzie i ubogacało wzajemnie? To znacznie lepsze od narastającej nienawiści i antagonizmów.
Tyle, że to takie trudne…
Bez względu na rejon kraju wszędzie czuwa wojsko. Widoczne co krok. I Hezbollah. Niewidoczny, ale skuteczny 🙂
Górskie fragmenty trasy to cudowne krajobrazy, kaniony i piękne doliny. Małe górskie wioski. Wodospady i jaskinie. Wspinamy się spokojnymi, wąskimi, stromo poprowadzonymi drogami. To wytchnienie od hałaśliwych i zatłoczonych miast z ich korkami i szalonymi kierowcami.
Za to wszędzie bogactwo pysznych owoców i warzyw. Świetna lokalna kuchnia, z której Libańczycy mogą być dumni. I są. Wydaje się, że rodzajów samego pieczywa mamy tu niekończącą się liczbę… A słodyczy, przekąsek, dań różnorakich… Bez liku. Nie wiem, jak długo musielibyśmy tu być, żeby ich wszystkich skosztować. I ta kawa. Zabójczo mocna. I często proponowana podczas zakupów w lokalnych sklepikach, na targu lub ot, tak po prostu, gdzieś po drodze. Bo przecież nie ma nic przyjemniejszego, niż przysiąść na chwilę z drugim człowiekiem i cieszyć tym, że można go ugościć, zamienić parę słów, uśmiechów.
A gdy tylko potrzebujemy pomocy czy informacji NIKT nas bez nich nie pozostawi. Jeśli sam nie wie, zdzwoni, zawoła, znajdzie i dopyta tego, co wie… Jak nie zna angielskiego, to połączy się z siostrą mieszkającą w Australii, która angielski zna i już mam telefon w ręce, a w nim zaspany, ale szczęśliwy głos z drugiej półkuli…
Tacy są Libańczycy, największy skarb tego kraju.
Kraju, który wielu ludziom w Europie źle się kojarzy, a który jest zupełnie inny niż ten znany z mediów. Warto go odwiedzić. To prawdziwa perła Bliskiego Wschodu.