To był dzień bez zabytków i zwiedzania, za to z cudnym, górskim etapem. Z gorącej doliny Bekaa upalna wspinaczka na wietrzną przełęcz 2580 m n.p.m. Podjazd długi, wymagający, bardzo przestrzenny, piękny. Na przełęczy oczywiście posterunek wojskowy. Strategiczny. Jeden z niewielu, gdzie jesteśmy kontrolowani. I widok na morze. Mgieł. Nurkujemy.
„Las Bożych Cedrów” tajemniczo to pojawia się to znów znika. Taki darmowy spektakl, który trwa podczas zjazdu i przerwy kawowej na poboczu drogi. Widokowo to najpiękniejszy etap całego wyjazdu. Jest magicznie. I nagle, całkiem bez ostrzeżenia atakują nas stragany z cedrowymi pamiątkami skutecznie odstraszając od wejścia na teren rezerwatu razem z tymi tłumami. Każdy kraj ma swoje Krupówki. Jak to dobrze, że las cedrowy prawie tylko dla siebie mieliśmy już kilka dni temu. Rezerwat Maasser Cedar Forest jest zdecydowanie lepszym miejscem na podziwianie tych libańskich cudów. Zmykamy.
Bsharra i Dolina Qadisha oblepione mokrą, gęstą mgłą. Mamy nadzieję, że pogoda poprawi się następnego dnia, bo odwiedziny tego rejonu to ma być przede wszystkim uczta dla oczu. Tymczasem, w centrum miasteczka pytamy o nocleg. No i od razu mamy zaproszenie od jednego z mieszkańców. Niesamowici są ci Libańczycy!