Z Chile do Argentyny

Argentyńskie początki nie były łatwe.

Leśne wykroty, korzenie, gałęzie czekające tylko na nasze sakwy, rozlewiska rzek i potoków, wciągające mokradła i błota, jary i skarpy. Stromo – raz w górę, raz w dół… Tak wyglądały nasze pierwsze chwile w Argentynie.

Kontynuuj czytanie

Carratera Austral, drogowa legenda chilijskiej Patagonii

Koniec drogi Carratera Austral. Ciekawej, wymagającej, zmiennej. Zaskoczyła nas wielokrotnie. Nauczyła, że nasze plany są tylko nasze, a ona i tak zrobi swoje. Nie raz zatrzyma wiatrem, spowolni grząską nawierzchnią, wyciśnie pot stromymi ściankami lub piekącym słońcem, zafunduje tumany kurzu albo ulewny deszcz.

Ale też pozwoli zachwycić się cudnymi krajobrazami, pognać z wiatrem przed siebie lub zjechać szalonym fragmentem…

Kontynuuj czytanie

Tortel – czy warto tutaj zajrzeć?

Po kilku dniach jazdy drogą Carratera Austral postanowiliśmy odbić nieco od głównej trasy i pojechać do Tortel, niezwykłej wioski portowej, która rozłożyła się na stromych, podmokłych nadmorskich pagórach.

Nasze rowery w Tortel. Każdy z innej bajki. Podobnie jak ich właściciele
Tortel

Kontynuuj czytanie

Jezioro General Carrera

Najgłębsze w Ameryce Południowej, największe w Patagonii, najpiękniejsze, jakie w życiu widziałam – jezioro General Carrera.

Aby dotrzeć do jeziora trzeba pokonać pierwsze trudności Carratera Austral – fragmenty z luźnym żwirem, strome podjazdy, odcinki paskudnej tarki, kurz wzbijany przez mijające nas samochody, a czasem bombardowanie kamieniami wystrzelającymi spod ich kół. Ale za to droga oferuje przepiękne, wciąż zmieniające się krajobrazy…

No i wreszcie jest. Jezioro General Carrera.

Kontynuuj czytanie

Patagońskie początki

No przecież wiedziałam, że tu wieje. Ale wiedzieć, a czuć to całkiem inna bajka😀 Od pierwszego dnia Patagonia pokazuje nam, że gra będzie się toczyć na jej warunkach 🙂 I na pewno nie pozwoli nam się nudzić. Wiatr wita nas jako pierwszy z lokalnych mieszkańców, zaraz potem słońce zmusza nas do wyciągnięcia kremów z filtrem, a chwilę później zakładamy przeciwdeszczowe ubrania.

Patagońską przygodę zaczynamy w Balmacedzie, prawie 2 tys km na południe od Santiago. Samolotowa podróż „trochę” trwa. Towarzyszy nam wyjątkowo silne uczucie niedowierzania: „naprawdę TAM lecimy?”. British planowo dostarcza nas i nasze rowery do Santiago, w którym spędzamy spokojną noc na lotnisku w oczekiwaniu na samolot do Balmacedy. Znajdujemy świetne miejsce, w którym możemy rozłożyć maty i z dala od innych podróżnych wyspać się jak należy.

Kontynuuj czytanie

Hummus

Naprzeciwko naszego hoteliku w Ammanie była niewielka lokalna restauracja „Hashem” serwująca kilka tradycyjnych arabskich dań. Wszystkie przepyszne. To tam właśnie zakochałam się w hummusie. Jakiś czas szukałam tego smaku próbując różnych wariantów tego dania. Odnalazłam go dopiero, gdy zrobiłam hummus w domu, posiłkując się przepisem kulinarnej libańskiej wyroczni, Salmy Hage w jej „The Lebanese Kitchen”. Wiele osób modyfikuje ten przepis. Ja po prostu dodaję do podstawowej wersji to, na co akurat mam ochotę – są to zwykle bardziej wyraziste i ostre smaki – rzodkiewka, szczypiorek, cebulka, a ostatnio bardzo zasmakował mi chrzan. Najlepiej dodawać to już bezpośrednio na pieczywo posmarowane hummusem – dzięki temu każdy dosmaczy sobie kanapkę tak, jak w danym momencie będzie miał ochotę.

Składniki (orientacyjnie)

– szklanka suchej cieciorki
– 2 łyżeczki sody oczyszczonej
– ½ – ⅔ szklanki pasty „tahini”
– sok z jednej limonki lub połowy cytryny
– czosnek (1-2 ząbki)
– kumin, pieprz i sól do smaku
– posiekane listki pietruszki lub sumak do posypania
– nieco oliwy do skropienia

Wykonanie

Cieciorkę zalewamy dwoma szklankami zimnej wody, dodajemy łyżeczkę sody oczyszczonej, moczymy przez 6 – 10 godzin. Następnie odlewamy wodę, zalewamy cieciorkę świeżą wodą i gotujemy na średnim ogniu z dodatkiem łyżeczki sody oczyszczonej. Gotujemy tak długo, aż cieciorka zacznie się rozpadać. Nie wystarczy, aby była tylko miękka, ona ma być dobrze rozgotowana – humus będzie bardziej kremowy, pozbawiony grudek.

Po ugotowaniu, jeśli wody jest zbyt dużo, to część odlewamy. Resztę zostawiamy razem z cieciorką w garnku (woda nie powinna jej przykrywać, żeby hummus nie wyszedł zbyt rzadki) i najpierw chłodzimy do temperatury pokojowej, a następnie wstawiamy do lodówki, aby całość była bardzo zimna.

Dopiero gdy wszystko się mocno schłodzi, dodajemy tahinę, rozgnieciony czosnek, przyprawy i sok z limonki/cytryny i miksujemy na gładką, kremową pastę.

Podajemy schłodzony, na szerokim talerzu, polany lekko dobrą oliwą z oliwek (koniecznie!), posypany sumakiem, albo zieloną pietruszką, albo papryką w proszku, albo udekorowany cieniutkimi paseczkami suszonych pomidorów, albo… fantazja i zawartość lodówki są tu najlepszymi doradcami 🙂

Petra. Jeden z 7 Cudów Świata

Napisano o niej już tyle historii, wzniesiono tyle westchnień, nakręcono tyle filmów (łącznie z Indiana Jones), sfotografowano tyle kamieni, że chyba nie warto się powtarzać. 

Co nie znaczy, że nie warto tu dotrzeć. Mimo znacznego odchudzenia portfela, mimo tych tłumów ludzi, mimo straganów pełnych pamiątek, mimo tych wszystkich first, last i happy hours, special price only for you, my friend…

Mimo tego wszystkiego, przyjedź tu. Przedeptaj te gorące kilometry, poczuj je w nogach. Pozwól się zaskoczyć. Tylko nie zapomnij o wygodnych butach.

Kontynuuj czytanie

Na pustyni Wadi Rum

Wadi Rum to ponoć najpiękniejsza pustynia świata. Tego nie wiem, ale zachwycić się nią można z pewnością. Zachwyciliśmy się przez te dwa dni i trzy noce, które tu spędziliśmy. Tymi krajobrazami jak z Marsa, tymi przestrzeniami, tą szaloną całkiem geologią, niespodziewanymi śladami przeszłości w postaci naskalnych inskrypcji, a przede wszystkim tymi twardymi ludźmi już tęskniącymi za tym, jak było kiedyś… Przejechaliśmy dżipem z miejscowym Beduinem kawał pustyni podziwiając co wyprawia tutejsza przyroda i słuchając jego opowieści przeplatanych żartami… Masallah, Tysyr

Kontynuuj czytanie