Phuket i koniec przygody

Phuket. Cel, do którego zmierzaliśmy prawie 2 miesiące. Plan zakładał, że przez ostatnie dni pokręcimy się po wyspie, odwiedzimy piękne, rajskie plaże i spokojnie poleniuchujemy..
A tymczasem… Rajska wyspa to jedno potężne wczasowisko zabudowane hotelami, restauracjami, resortami, drogami z koszmarnym ruchem, sklepami.. Tutejsza przyroda i krajobraz gdzieś zginęły. Mocno się musieliśmy starać, żeby znaleźć resztki tego, co w całej Tajlandii najlepsze.
Pierwszy biwak na skraju lasów mangrowych przy kapliczce „kogucikowej”, morski park narodowy, którego fragment z niewielką rafą koralową mieliśmy prawie na wyłączność no i jeden z ostatnich biwaków, który na zdjęciach wygląda lepiej niż w rzeczywistości.

Jazda rowerem po Phuket nie jest dobrym pomysłem. Na głównych drogach panuje koszmarny ruch, a boczne przewijają się przez tutejsze „Ustki” czy „Kołobrzegi” w szczycie sezonowych szczytów… I zwykle kończą się bez logicznej kontynuacji… A w najlepszym razie wprowadzają na niepodjeżdżalne ciężkim rowerem górki.


Na szczęście można z Phuket na chwilę uciec…
Wybór padł na uroczą grupę wysepek o równie uroczej nazwie „Phi Phi”. Zmieniam więc na jeden dzień rower na łódź i płynę przez cudną zatokę Morza Andamańskiego między licznymi wapiennymi skalnymi wysepkami. Krajobraz przypomina nieco wietnamską Ha Long. Tylko tym razem pogoda jest idealna. A potem to już kąpiele w kryształowych wodach zatoczek i lagun, nurkowanie na rafach koralowych wśród skał, tysięcy kolorowych ryb, rozgwiazd i innych morskich stworzeń…
Taka bajka prawie na sam koniec podróży po Azji Południowo – Wschodniej…

Trudno nazwać Tajlandię krajem, którego mieszkańcy powszechnie dbają o środowisko. Być może wciąż sądzą, że przyroda da radę. Albo może, że to nie ich sprawa… Choć i tak jest tu lepiej niż np w sąsiedniej Kambodży.
Mimo wielu miejsc, szczególnie tych niedostępnych, w których to natura rządzi, ludzie zrobili swoje..
Palenie śmieci lub wyrzucanie ich gdzie popadnie, zanieczyszczone rzeki, powietrze. Mimo obfitości świeżych owoców, warzyw, ryb, owoców morza bardzo modna jest przetworzona żywność, bardzo słodkie przekąski i napoje. Problem otyłości ludzi widać na ulicach.
Zalew opakowań – kupujesz wodę mineralną, obowiązkowo dostaniesz torbę plastikową. I słomkę. Kupujesz trzy napoje, to trzy słomki…I jeszcze jakiś woreczek foliowy…

Coraz więcej naturalnych terenów przeznacza się pod uprawy. Wiele kilometrów przejechaliśmy przez plantacje palm olejowych

O Tajlandii bywa czasem głośno z powodu wykorzystywanie dzikich zwierząt do różnych prac i poddawaniu ich tresurze, niejednokrotnie brutalnej. Słonie pracują z turystami, małpy na plantacjach zrywają kokosy, a trzymane w niewoli używane są do robienia zdjęć z turystami na plażach i ulicach.

Taki los spotyka też zagrożone wyginięciem jedne z najpiękniejszych małp na świecie, gibbony. Aby złapać w dżungli młodego gibbona zabijani są jego rodzice… To nielegalne. Nawet tutaj.
Teraz udaje się czasem takiego gibbona uwolnić, ale aby mógł wrócić na wolność, musi przejść okres rehabilitacji i nauki samodzielnego życia w naturalnych warunkach. To wieloletni, trudny proces. Zajmuje się tym tajska Fundacja na rzecz Dzikich Zwierząt. Jeden z jej ośrodków na terenie Parku Narodowego Khao Phra Theo udało mi się odwiedzić. Pełni pasji ludzie pracują tu aktualnie z grupą 28 gibbonów. Kilka godzin podglądam ich pracę, obserwuję zwierzęta. Pomału wyciszają się emocje, myśli zwalniają, wrażenia obniżają temperaturę… na chwilę.
Wsłuchuję się w gibbonowe przenikliwe śpiewy – niosą się przez dżunglę kilometrami…

Ja też w muszę ruszyć dalej, już coraz bliżej końca.

Dobrze, że lotnisko jest tuż przy morskim parku narodowym z piękną plażą, ciekawą rafą koralową i świetnym miejscem biwakowym nad samym morzem. Tak więc żegnam się z Tajlandią goniąc się z setkami kolorowych ryb, w przerwach zajadając świetne pad thai i przepyszny ryż z mango, o którym mówi się, że to najlepszy deser świata…
No i jeszcze raz zaglądam na tutejsze kolorowe i gwarne targowisko…

Samolot wznosi się nad Phuket, a ja nie wierzę, że ta podróż dobiegła końca. Mam wrażenie, że to jedynie chwilowa przerwa. Albo tylko zmiana kierunku…
Przecież to miał być długi wyjazd, a tu już koniec?
Choć jednocześnie, gdy sięgam pamięcią do początków wyprawy, ten jawi się jako coś, co miało miejsce przed wiekami… Jak to w końcu było?

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments