W świątyniach Angkoru

Kambodżański dzień w standardzie. Najpierw piętrzą się problemy, a jednak wieczór pozwala stwierdzić, że to był niezwykle udany dzień.

Odwiedziny historycznej stolicy królestwa Khmerów planowałam z pewnym niepokojem. Nie przepadam za tłumami w miejscach mocno turystycznych. A jeszcze bardziej za tą całą otoczką widzącą tylko białe worki pieniędzy.
Bazą hotelowo – żywieniowo – rozrywkową jest Siem Reap, ruchliwe, gwarne miasto żyjące dzięki kompleksowi Angkor. Będące jednym wielkim, nieustającym nawet nocą, targowiskiem, placem zabaw, rozrywek i usług wszelakich. To miasto „nigdy nie zasypia”.

Za to kilka km dalej, inny świat. Żeby się do niego dostać trzeba słono zapłacić. A wcześniej znaleźć miejsce gdzie to można zrobić, bo centrum biletowe jest kilka km od świątyń. I tylko tam można kupić bilety. Do głowy mi to nie przyszło, więc z samego rana pognaliśmy prosto do świątyń. Po kilku kilometrach – stop! I powrót do miasta w poszukiwaniu centrum biletowego kierując się dość mętnymi wskazówkami udzielonymi na punkcie kontrolnym. Wreszcie docieramy. Potem tylko kilka… naście kontroli biletów, uwag: „nie tutaj z tymi rowerami”, jeszcze lokalni handlarze i można wreszcie przenieść się w inny wymiar.

Sądziłam, że jeden dzień oglądania imponujących, ale w końcu tylko kamieni, sprawi, że będę miała szybko dość. Zaskoczenie. Ogromem powierzchni zajmowanej przez Angkor, różnorodnością świątyń, atmosferą tego miejsca. I tutejszymi ludźmi, którzy żyją dzięki tym wyjątkowym śladom historii. Swojej historii. I sprzedają pośrodku niej sterty ubrań i butelek coca coli… Nie są zbyt natarczywi. Sympatyczni. Trochę się targujemy, trochę żartujemy…

W najbardziej turystycznej Angkor Wat faktycznie przewalają się tłumy turystów. No, ale to wizytówka, świątynia, która jest najbardziej znanym symbolem Kambodży. Im dalej od niej, tym mniej ludzi. W niektórych ze świątyń jesteśmy sami! Mogłabym tu spędzić kilka dni…

Ale jutro trzeba jechać dalej, więc musi wystarczyć. Całość zwiedzamy na rowerach. Uważam, że to świetny pomysł. W każdej chwili można się zatrzymać, objechać świątynię wąską dróżką, zajrzeć tam, gdzie rikszarzowi nie chce się skręcić. Polecam ten sposób zwiedzania, tym bardziej, że w Siem Reap są liczne wypożyczalnie rowerów za grosze. I nie obawiałabym się upałów. W większości jeździ się po zacienionych drogach, teren jest płaski, a więc każdy powinien dać radę

czytaj dalej

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments