Z nowym rokiem nowe plany…

Już za 4 dni zamkniemy drzwi, zostawimy piękną polską zimę (trochę będzie szkoda… nie zdążyłam jeszcze w tym sezonie wybrać się na skitury) i z indyjskimi wizami w paszportach ruszymy znów tam, gdzie miałam już nigdy więcej nie wracać.
Jednak szalone Indie zasiały… Wykiełkowało, oplotło i po raz kolejny ciągnie w swoją stronę…
Już się nie mogę doczekać… Chyba żadnej podróży nie towarzyszy taka mieszanka uczuć i emocji jak tej, do Indii. Radość, obawa, niecierpliwość, żeby już. I rozkoszowanie się chwilami, że to wciąż przede mną i że coraz bliżej. Odliczanie dni. Inne sprawy do szybkiego „załatwienia” załatwia się szybko… Indie się smakuje powoli. Na razie, bo potem wszystko nabierze tempa, kolorów, zapachów (hm, no, ok, niech będzie, że zapachów), smaków (e tam, jednego smaku – ostrego piekielnie i już), miliona dźwięków (wśród których króluje dźwięk klaksonów samochodowych)…
Dwa tygodnie, żeby się napatrzeć, nasłuchać, nasycić… Tylko dwa tygodnie. Mało. Ale znów wrócę…

w domu

Od jakiegoś (nawet dłuższego) czasu już w domu. Od razu wpadłam w wir spraw „niecierpiących zwłoki”. Ogrom wrażeń, wspomnień i myśli wyprawowych musi poczekać na uporządkowanie. Może to i dobrze. Może ten czas i dystans pozwoli ochłonąć, ogarnąć to wszystko. Na picasie pierwsza i druga część zdjęć z komentarzami.

Perła Azji.

Jedziemy wzdłuż pd brzegu jez Issyk Kul w stronę Chan Tengri. Ogromne jezioro perla Azji jesli perly sa wylegarnia komarow. Spotkalismy wczoraj ciekawa ekipe: mission Mongolian 2013.

You are free.

You are free. To uslyszelismy wczoraj na granicy na Torugart Pass. Po tylu kombinacjach i podchodach jak ta przelecz przejechac nie bardzo chcielismy wierzyc ale nie czekalismy az ktos zmieni zdanie. Nie puszczaja tedy turystow a jak nam sie to udalo to dluzsza opowiesc. Jestesmy 150 km za granica w ok Naryn.

Graniczne przygody

Nie dosc ze telefon mi nie dziala, to w Kirgistanie i Tadzykistanie zasieg praktycznie zaden (tylko duze miejscowosci, a w takich praktycznie nie bylismy) Pamir to w ogole zapomniany przez cywilizacje region… Pustynne, bezludne w wiekszosci tereny – od czasu do czasu tylko jakis pasterz. Dojechalismy na granice (Kulma Pass) (wiekszosc ludzi miejscowych nas zapewniala, ze juz przepuszczaja turystow), dluuuugo dyskutowalismy z pogranicznikami, ale nic z tego – nie puscili nas!!! Wiec z powrotem do Sary Tash – do Kirgistanu – znow przez dwie wysokie przelecze (4655 i 4300) czesciowo bezdrozami, pod wiatr, oczywiscie… no i z Sary Tash piekna droga do granicy z Chinami- do Irkeshtam. Tu po dokladnej kontroli dokumentow, trzepaniu bagazy, ogladaniu ksiazek, gazet, notatek, probowaniu wszystkich plynow, przeswietlaniu lekow, przegladaniu fotek w aparacie i paru innych ciekawych akcjach jakos wpuscili nas do tego wspanialego kraju!!! A i jeszcze byl problem z jakas nowa granica, ktora od starej dzieli ok 125 km, a mielismy tam sie znalezc w ciagu godziny (nie wiemy dokladnie o co chodzilo – byc moze sie okaze przy wyjezdzie z Chin, jak nam zabraknie np jakiejs pieczatki:-))
No w kazdym razie wjechalismy do Chin. Okazalo sie, ze cala droga do Kaszgaru jest w remoncie – jechalismy wiec ok 200 km przez gigantyczny plac budowy, potezne gory… Moge sie juz zatrudnic jako specjalista w budowie autostrad i drog gorskich. Mialo to ta dobra strone, ze jechalismy calymi kilometrami po nie oddanych jeszcze do ruchu drogach na roznym etapie wykonczenia, ale za to calkowicie bez samochodow. Miedzy Cinczykami robiacymi ta droge – nikt nam nie zabranial wjazdu, ale bywalo tez tak ze nagle wjezdzalismy na niedokonczony wiadukt i trzeba bylo zawracac!!

Kolejna porcja zdjęć

…nowe fotki są już tutaj

Kaszgar i chińskie znaczki

Wzielismy pierwszy prawdziwy prysznic od trzech tygodni! Dzisiaj dotarlismy do Kaszgaru. Co prawda udalo nam sie pomylic droge i pojechalismy w calkiem innym kierunku od zamierzonego. Dotarlismy nawet do duzego miasta myslac ze to Kaszgar (te chinskie znaczki na drogowskazach bez zadnych ludzkich substytutow:-)). Szukamy w tym „Kaszgarze” starego miasta, centrum, ulicy z poleconym hostelem… a tu nic nie pasuje. Pytamy policjantow – oni ni w zab ludzkiego jezyka, tylko milo sie usmuiechaja. W koncu sciagneli do nas jakiegos nauczyciela jez. angielskiego i … okazalo sie ze nic nie pasuje, ze to nie Kaszgar!!! (a juz klocilismy sie z nimi, ze sa dziamdziaki i nic nie kapuja!!!!). Ale wtopa!!!

I z powrotem autostrada jeszcze ponad 40 km!!!

No ale w koncu jestesmy i nawet pijemy chinskie piwo. Kaszgar jest fajny – taki bardzo orientalny – ruch prawie jak w Indiach, jedzenie ostre, prawie jak w Indiach, wszyscy zasuwaja na skuterkach, najczesciej elektrycznych – takie cichobiegi – nie wiadomo z ktorej strony toto jedzie… Zostajemy tu dwa dni… jutro sprobujemy zalatwic zezwolenie na przejazd przez Torugard Pass do kirgistanu, bo tak normalnie sie nie da..

dotarlismy do Khorog

Dojechalismy do wielkiej tutejszej metropolii, miasteczka polozonego na granicy afganskiej – Khorogu. Jest net! Kilka ostatnich dni to jazda droga (droga to za duzo powiedziane, to raczej bezdroza) wzdluz granicy z Afganistanem. Caly czas mocno pod wiatr. Klimat w dolinie calkowicie rozny – cieplutko i zielono. Za chwile ruszamy z miasta i znow czeka nas mozolne zdobywanie wysokosci. Jestemy na ok 2000 m. n.p.m. a przed nami przelecze ponad 4 tys. Za kilka dni znow dotrzemy do Murghab, a potem startujemy w strone Chin. Chcemy przejechac przez Kulma Pass, co do ktorej nikt nie wie dokladnie, czy przepuszczaja obcokrajowcow, czy nie. Zobaczymy.

Nastepny dostep do internetu… ktoz to wie, kiedy… Moze w Chinach